Józef Maksymilian

urodzony 2 lipca 2014 o 8:00.
Cześć, nazywam się Józef Maksymilian Dyśko. Chciałbym opowiedzieć wam o pierwszych dniach mojego życia. Co prawda moja przygoda z życiem zaczęła się już jakiś czas temu, ale zbyt dawno, żebym pamiętał. Moje przyjście na ten świat zaczęło się w środku nocy kiedy moi starsi bracia smacznie sobie spali. Dzięki temu byli spokojni i babcia mogła się nimi zaopiekować bez żadnych kłopotów. Mamusia była bardzo dzielna pomimo tego, że nie należę do najmniejszych dzidziusiów jakie się urodziły. Troskliwa pani położna mierzyła regularnie moje tętno, żeby się upewnić czy nie jestem przypdkiem nadmiernie zestresowany. Postanowiłem być równie dzielny jak mama i nie stwarzać żadnych problemów. Nie wiem czy mi uwierzycie, ale urodziłem się w wodzie. Była to całkiem fajna "zabawa", szczególnie, że mama miała do dyspozycji gaz rozśmieszający.
... i oto jestem, po trzech godzinach ciężkiej pracy (głównie mamy). Wygląda na to, że wszyscy są zadowoleni z mojego wyglądu chociaż cały jestem potryty dziwną substancją, nazywaną werniksem, i nie sądzę abym był szczególnie atrakcyjny. Mama powiedziała, że werniks dobrze robi na cerę więc trochę sobie pożyczyła ode mnie, żeby posmarować sobie twarz. Proszę bardzo, chętnie się pozbędę tego wstrętnego mazidła! Po urodzeniu ważyłem 4060g i miałem 54cm wzrostu. Mówią, że jestem całkiem duży ale wszyscy wkoło wyglądają gigantycznie. Kiedy spałem ktoś założył mi taką frajerską wełnianą czapkę jakby był środek zimy. Mamusia pocieszyła mnie, że niektórzy jej uczniowie w college'u noszą wełniane czapki przez okrągły rok więc może to po prostu taki lokalny zwyczaj. Kiedy się obudziłem i po raz pierwszy przejrzałem wyraźnie na oczy, zobaczyłem mamusię i nie mogłem uwierzyć jaka jest piękna. Prawdziwy ze mnie szczęściarz! Ona ma wszystko co potrzebuję (łącznie ze śniadaniem, obiadkiem i kolacją). Mam również świetnego tatusia, ktróry ma taką czarną skrzynkę przyczepioną do prawej dłoni, która pstryka i błyska niczym piorun. Supper!
Później zobaczyłem tłum groźnie wyglądających facetów w czerwonych koszulkach i troszkę się wystraszyłem. Wkrótce jednak zorientowałem się, że to są moi starsi bracia więc zdecydowałem, że nie ma się czego bać. Mam również wspaniałą kochającą babcię (a nawet dwie!). Moi braciszkowie jeden po drugim chcieli potrzymać mnie na rękach. Najpierw mój najstarszy brat Kuba...
... później Stefan ... ... który był zdumiony rozmiarem mojej dłoni. Następnie Patryk ze swoimi kolorowymi gumkowymi bransoletkami (po angielsku nazywają to "loomband")... chciałbym mieć chociażby jedną taką, ale nie wiem jak poprosić. To jest Benon, mój brat numer 4.
I w końcu Daniel, którego impreza urodzinowa właśnie została odwołana z powodu mojego przyjścia na świat. Próbowałem przeprosić, ale jakoś nie mogłem znaleźć odpowiednich słów. On się tym chyba specjalne nie przejął bo z radością wziął mnie na kolana i przytulił. Najlepsza ze wszystkich jest jednak mamusia. Żaden z braci nie może się z nią równać. Kiedy moi braciszkowie (jakby umieli czytać w moich myślach) podarowali mi dwie wspaniałe własnoręcznie wykonane bransoletki, byłem w siódmym niebie. Wszystko byłoby super gdyby nie ohydne szpitalne opaski jakie mi nałożyli na nadgarstek (i na kostkę!). W szpitalu miałem również innych ciekawych gości. Tutaj jest Ema z moim bratem Benonem.
Michaela i Jan z moimi czterema braćmi. Po tych wszystkich odwiedzinach i gadaniu potrzebowałem się trochę zdrzemnąć. Wszystko wkoło jest takie nowe i jeszcze niezbyt dla mnie zrozumiałe. Kiedy w końcu pozwolono mi wyjść ze szpitala miałem bardzo bezpieczną eskortę. Kąpiele początkowo nie należały do moich ulubionych zajęć, ale po jakimś czasie nawet je trochę polubiłem.
Po kąpieli mamusia zawija mnie w bardzo milutki ręcznik. Ona zawsze wie najlepiej, co lubię. Pomimo tego, że planowane wcześniej party urodzinowe mojego starszego brata Daniela się nie odbyło, to i tak miał on szansę zdmuchnąć swoje 3 świeczki i poszaleć w ogrodzie ze swoją nową kosiarką, wyposażoną w wyrzutnię mydlanych baniek. W przyszłym roku zrobimy sobie razem imprezkę jak się patrzy. Benon bardzo serdecznie mnie przywitał w domu. Dużo mi opowiadał i pokazywał mi wiele kolorowych zabawek.
Na dodatek otrzymałem mnóstwo pięknych kwiatów od rodziny i przyjaciół. Te są od wójka Raymond'a i cioci Ashley. Dziękuję pięknie wszystkim. Wspaniałe kolory i zapachy jakich dotąd nie znałem. Te słoneczniki są od Julie, koleżanki mojej mamy ze szkoły podstawowej. Mój tata położył niektóre z tych kwiatów obok mnie i zaczął szaleć ze swoją czarną skrzynką. Niezła próba chociaż trzeba przyznać, że tata to nie Anne Geddes :).
Daniel również chciał, żeby mu pstryknąć zdjątko ze słonecznikiem. Ma super uśmiech, trzeba mu to przyznać. Ja też próbuję stopniowo uczyć się tej sztuczki, ale na razie gdy próbuję się uśmiechać, każdy mówi, że to gazy albo niestrawność żołądka. ... i jeszcze jedno zdjęcie, tym razem z różą (prezent od taty dla mamy). Jak widać ze zdjęć, dużo śpię, a po spaniu mam niesamowity apetyt. Oto mój smakowity obiadek... … a po obiadku sjesta...
… i jeszcze jedna drzemka – w moim ulubionym miejscu. Na szczęścia mamusia też lubi sobie pospać. Pani położna przyszła, żeby sprawdzić czy wszystko jest ze mną w porządku. Straciłem jedynie 4% wagi urodzenia więc pani uznała, że dobrze się rozwijam. Ukłuła mnie później jeszcze w piętę, żeby pobrać krew, ale wcale nie płakałem. Najgorzej nie lubię jak mnie rozbierają. Sporo gości przyszło mnie odwiedzić w domu. Tutaj pozuję z wujkiem Martin'em. Jana i Michaela.
Podczas mojego pierwszego weekendu zaproszono mnie na garden party gdzie poznałem dwie sympatyczne ciocie Kathleen … ... i Therese. ... i wiele innych ciekawych osób. W tym samym czasie moi braciszkowie świetnie się bawili w nadmuchiwanym zamku. Byłem zdesperowany, żeby do nich dołączyć ale mi nie pozwolono :(
Tutaj jadę sobie komfortowo w moim dużym wózku na spacer po parku Chatelherault. Super, ale tylko do czasu. Podczas gdy moi bracia biegali i bawili się w piaskownicy, ja musiałem siedzieć w wózku przez cały czas. To nie fair! Nie pozostało mi więc nic innego jak zjeść mój smakowity obiadek... … i pójść spać, jak zwykle. Spanie i jedzenie to dobre rzeczy, ale prawdę powiedziawszy, nie mogę się doczekać chwili kiedy będę mógł przyłączyć się do szaleństw moi braci, takich jak bieganie po trampolinie...
... jazda pociągiem z niesłychaną prędkością ... … wspinanie się na wielką ciężarówkę... … czy na cokolwiek innego znajdującego się pod ręką... … udawanie szalonego ufoludka ...
… przeprawianie się przez rwącą rzekę... … albo przynajmniej budowanie zamku z błota i kamieni. Przez pierwszych kilka dni mojego życia pogoda była naprawdę fantastyczna. Pojechaliśmy więc nad jezioro Loch Lomond i po drodze zrobiliśmy sobie piknik nad rzeką. Wszyscy pływali ...
… ale ja ze względów bezpieczeństwa pozostałem przywiązany do mamusi. To jest mój fotelik samochodowy... … który można bezpośrednio przyczepić do mojego nowego wózka. Super! Dziękuję mamo za to, że kupiłaś mi taki piękny pojazd. To jest mój tata. W końcu udało mu się odczepić na chwilę czarną skrzynkę od ręki i dać mamie, żeby nacisnęła czarny przycisk. Chyba przyznacie, że uśmiech taty nie jest wcale lepszy od mojego więc nie muszę mieć chyba kompleksów na tym punkcie.
A jakby tego wszystkiego nie było dosyć, zostałem również nominowany na „Małego Braciszka Numer 1” w rodzinie. Całkiem nieźle przy takiej konkurencji, co?  I to by było na tyle. Do zobaczenia wkrótce.